Adaptacja powieści Agathy Christie (w Polsce ukazała się pod tytułem „I nie było już nikogo”) z 1945 r. wiernie oddaje książkowy oryginał. Ta niewielka objętościowo powieść opowiada o tajemniczych zabójstwach dziesiątki wezwanych do posiadłości bogacza ludzi. Coś ich łączy, chociaż na pierwszy rzut oka trudno to stwierdzić.
Tytuł filmu nawiązuje do dość makabrycznej (i rasistowskiej) z dzisiejszego punktu widzenia dziecięcej piosenki, która zostaje w filmie przywołana. Wspomnianą dziesiątkę symbolizują też figury, które stopniowo znikają wraz z kolejno popełnianymi zbrodniami.
Niewątpliwą ozdobą tego kryminału jest pręgowany kociak, który pojawia się w kilku scenach. Zamieszkuje dom posadowiony na odludnej wyspie i chętnie wchodzi w interakcje z jego gośćmi. Jest więc noszony na rękach, trzymany na kolanach, bawi się wełną, czeka na schodach na mijających go ludzi i jest tutaj w zasadzie jedynym pozytywnym bohaterem, ogrzewającym swoją obecnością ponury budynek.
Niestety, nie mamy dokładnych informacji na temat kota grającego w filmie, pozostaje nam więc cieszyć oczy jego widokiem i próbować rozwikłać kryminalną zagadkę.