Na Anonimowe zwierzęta natknęłam się przypadkiem i zafrapował mnie nie tylko tytuł, ale i sam pomysł na film – oto w roli zwierząt występują tu ludzie (wbrew oburzeniu niektórych, w końcu też zwierzęta).
Pomysł na film jest taki: przyglądamy się trzem znanym wszystkim sytuacjom wykorzystywania zwierząt: człowiek porzucony w lesie w roli psa, polowanie na zwierzę oraz przybycie grupki ludzi do ubojni.
Jak wspomniałam, w rolach „tradycyjnie” upodlonych zwierząt występują ludzie (nie ucharakteryzowani na symbolizowane przez siebie zwierzęta). Nie padają tu słowa, słyszymy ewentualnie okrzyki, które mogłyby one wydawać.
W zwierzęcych maskach są za to ich oprawcy. Przebrania te można było już wcześniej zobaczyć niejednokrotnie – czy to w odsłonie komediowej w filmie Cieszmy się życiem (1938) w której bohater pojawia się kolejno w maskach morsa i małpy, czy też w horrorach takich jak Zadręczona (2014) i Farma (2018). Maski te mają odczłowieczać, oznaczać „zezwierzęcenie”. Z kolei w polskim krótkometrażowym Oczyszczeniu (2020) symbolizują prawdziwe postacie zwierzęce, chcące przejąć władzę nad światem, który pogrążył człowiek. W Człowieku-psie (2005) mężczyzna zostaje wychowany, jak gdyby był psem po to, aby zyskać nad nim kontrolę. Podobną funkcję, tym razem o charakterze seksualnym, pełni bohaterka bardzo kiepskiego Mój pies jest chory (2021).
Tytułowa anonimowość odnosi się do rzeczywistej anonimowości wszystkich zabijanych w każdym momencie zwierząt. Nie od dziś wiadomo, że nadanie zwierzęciu imienia upodmiotawia je, przywraca mu godność. Na paradoks zakrawa więc fakt, że zwierzęta gospodarskie, posiadające imiona i tak kończą swoje życie w rzeźni.
Anonimowe zwierzęta to mroczny, przygnębiający obraz, a seans dłużył mi się, chociaż film trwa zaledwie godzinę. Co wpłynęło na taki jego odbiór? Słaba gra aktorów – w analogicznych do pokazanych sytuacjach prawdziwe zwierzęta byłyby przerażone. Ludzie zaledwie się boją, a i to tak jakoś nieudolnie…Nie posiadają ani cech ludzkich, ani zwierzęcych – dla mnie są zawieszeni gdzieś pomiędzy, stąd nie budzą u widza tak dużej empatii jak chociażby bohaterowie prawdziwej opowieści zawartej w dokumentalnym Dominion (2018), w mojej ocenie jak dotąd najlepszym filmie o wyzysku zwierząt, ukazanym kompleksowo i w bezkompromisowy sposób.
To, że oprawcy bohaterów: mężczyzny w roli psa najpierw porzuconego w lesie, a następnie przygotowywanego do walk psów przez kolejnego właściciela, kobiety próbującej uciec z rzeźni (a może ona symbolizować zarówno krowę, owcę, świnię itd.) oraz mężczyzny, który usiłuje uciec myśliwemu (z kuriozalną głową jelenia i w rękawicach bynajmniej nie przypominających racic) są w zwierzęcych maskach ma niby oznaczać zemstę zwierząt, odwrócenie ról, zachwianie jedynej dopuszczalnej, bo antropocentrycznej, perspektywy. To drugie możliwe odczytanie tego filmu, zresztą uchodzące za oficjalne. Ale warto zadać sobie pytanie: czy gdyby mogły, zwierzęta zgotowałyby podobnie okrutny los ludziom, jak oni im? Śmiem wątpić. Zapewne wspaniałomyślnie darowałyby im życie, w końcu bardzo rzadko zabijają, gdy nie zmusza ich do tego głód lub samoobrona.
Comments