top of page

🎬 Barany. Islandzka opowieść (2015)

Zaktualizowano: 12 cze 2021


„Barany. Islandzka opowieść” (isl. Hrútar) w reżyserii Grímura Hákonarsona to dramatyczna historia dwóch starszych, samotnych i skłóconych ze sobą braci. Obaj hodują owce islandzkiej rasy polstad. Przyznam, że przejrzałam wykaz ras owiec i nie znalazłam tej rasy, albo więc jest to określenie używane w języku islandzkim, albo stworzone na potrzeby filmu. W materiałach na ich temat używa się po prostu sformułowania „owce islandzkie”.


Rola owiec w kulturze islandzkiej jest nie do przecenienia. Sprowadzone w IX wieku przez kolonizujących wyspę Norwegów, przez stulecia pomagały ludziom przetrwać trudne warunki atmosferyczne. Bardzo odporne, pokryte grubą, nieprzemakalną wełną, były w stanie przeżyć.


Według szacunków, na Islandii jest dwa razy więcej owiec niż ludzi. Obecnie są hodowane głównie dla wełny, z której robi się kosztowne islandzkie swetry, znane pod nazwą lopapeysa.


Nic więc dziwnego, że w filmie na zebraniu owczarzy padają następujące słowa: „Żadne stworzenie w naszym narodzie nie odegrało większej roli, znosząc mrozy i płomienie. W każdych warunkach mocna i wytrzymała, przez ludzkich lat tysiąc zbawczyni i przyjaciółka”.


Pora pokrótce nakreślić fabułę: tak jak wspomniałam, bohaterami są dwaj bracia: Gummi i Kiddi, przy czym więcej czasu spędzamy przyglądając się temu pierwszemu. Mężczyźni mieszkają praktycznie „dom w dom” na tej samej, rodzinnej ziemi. Pierwszy jest spokojny, wycofany, drugi – porywczy i gburowaty. Nadużywa przy tym alkoholu, i pewnie z tego powodu został wydziedziczony przez ojca.


Przekaźnikiem informacji pomiędzy nimi jest pies rasy border collie, który w pysku przenosi listy i faktury.


Pamiętacie film „Cierpkie mleko”, o którym niedawno pisałam? Tutaj mamy podobną historię: znowu stadu zagraża śmiertelna choroba, tym razem jednak chodzi o owce.


Nie zdradzając za dużo: podczas konkursu, w którym rywalizują ze sobą najlepsze barany, Gummi zauważa niepokojące objawy u Sprota, najlepszego barana swojego brata. Zwierzę to zdobywa zresztą pierwszą nagrodę. Mężczyzna podejrzewa trzęsawkę, nieuleczalną chorobę, za którą odpowiedzialne są priony, czyli białkowe cząsteczki zakaźne, które zmieniają swoją postać na zakaźną. Kiedy sprawa się wydaje, owczarze z całej doliny stają przed wizją utraty całych stad. I rzeczywiście niestety ma to miejsce. Gummi wbrew zasadom sam postanawia pozbawić swoje 147 owiec życia. Mówi do nich „moje dziewczyny, moja kochana”. Płacząc, żegna się z nimi, całuje je. Widać, że zwierzęta traktuje jak najbliższych przyjaciół i jest emocjonalnie bardzo z nimi związany. Pozwalają mu one czuć się mniej samotnym, tym bardziej, że na brata nie może liczyć. Zapytany, co zrobić z ich ciałami, odpowiada: „Tutaj się wychowały i tutaj powinny spocząć”. Jego odpowiedź zostaje więc skontrastowana z nieczułą przedstawicielką służb weterynaryjnych, która wcześniej powiedziała do swoich kolegów: „Uprzątnijcie to”. Tak, jak gdyby martwe zwierzęta były tylko zawadzającymi śmieciami.


Owce są motorem działania Gummiego. Bez nich czuje się niepełny, pozbawiony celu. Jego łączność ze światem natury zostaje brutalnie przerwana.

Gummi ma jednak mały sekret, który skrzętnie ukrywa przed światem…czy uda mu się go utrzymać w tajemnicy? Czy bracia w końcu się pogodzą? Tego nie powiem, bardzo jednak Wam polecam ten klimatyczny, płynący spokojnym rytmem film.


Zarówno „Cierpkie mleko”, jak i „Barany. Islandzka opowieść” zrywają ze stereotypem hodowcy traktującego zwierzęta przedmiotowo i nastawionego wyłącznie na zysk. Oba filmy ukazują trudne emocje wiążące się z podejmowaniem nieodwracalnych decyzji. Wszystko tutaj wiąże się ze zwierzętami, ludzie żyją swoją pracą i pasją.


Obydwa filmy są też ważne z innego powodu – w końcu zwierzęta gospodarskie zaczynają zajmować w filmach znacznie więcej miejsca, a nie przemykają na drugim planie jak to zwykle ma miejsce. Co prawda, nie ma ujęć z ich perspektywy, ale zwraca się uwagę na ich jednostkowe życie, mają imiona i nie są anonimowym ciałem wiszącym na haku w rzeźni (co też w filmach bardzo często się pojawia). Potrzeba więcej filmów, które zapoznają nas z życiem tych niedocenianych często zwierząt. Wydaje się, że kultowy już film „Babe. Świnka z klasą” otworzył możliwość wejścia na ekran zwierzętom hodowlanym, a powyższe dwa filmy zdają się wykorzystywać szansę opowiedzenia o nich.




bottom of page