top of page

🎬 Cieszmy się życiem (1938)

Nagrodzona dwoma Oscarami komedia Franka Capry oparta jest na znanym schemacie: dwie różniące się praktycznie wszystkim rodziny i ich nieoczekiwane zderzenie, którego katalizatorem jest miłość łącząca ich najmłodsze latorośle. A są to bogaty spadkobierca biznesmena, Tony Kirby (w tej roli młodziutki James Stewart) i dziewczyna pochodząca z nietypowej rodziny (bo żyjącej po swojemu, poza presją pogoni za pieniędzmi), Alice Sycamore. Ciekawych postaci w niej nie brakuje: wujaszek ze swoim nieodłącznym krukiem (w tej roli sławny Jim, o którym opowiadałam w odcinku mojego podcastu poświęconym temu gatunkowi ptaka), Essie, siostra uparcie pląsająca mimo że zdaniem jej nauczyciela jest pozbawiona tanecznych zdolności, przygarnięty wynalazca, który postanowił za namową dziadka rzucić etat i zacząć robić to, co lubi, czyli konstruować wynalazki. Dziadek i tańcząca wnuczka mają zresztą wspólne hobby – zjeżdżanie po poręczy schodów, które dla starszego pana skończyło się chodzeniem o kulach.


Jest i mama wspomnianych sióstr, Penny Sycamore (Spring Byington, nominowana zresztą za tę rolę do Oscara), kobieta o artystycznym zacięciu – maluje patetyczne obrazy i pisze sztuki (służąca dopytuje o losy jej bohaterek, stąd wiemy, że jest ich pierwszą czytelniczką). I to właśnie w scenie z jej udziałem zobaczymy malutkiego, puszystego kociaka – siedzi on na stosie kartek zapisanych kolejnymi aktami sztuki, a roztargniona bohaterka machinalnie podnosi go do góry kiedy chce pod niego wsunąć kolejną wyjętą z maszyny do pisania kartkę. Można więc żartobliwie powiedzieć, że kotek jest czymś w rodzaju przycisku do papieru. A że koty uwielbiają siedzieć na papierze – o tym chyba nie trzeba nikogo przekonywać. Można więc powiedzieć, że zwierzak został tu potraktowany dość przedmiotowo – nikt nie poświęca mu uwagi – stanowi niejako element wystroju wnętrza. Oczywiście jego rolą jest podkreślenie komediowego charakteru tej sceny. Roztargniona pisarka w twórczym szale – oto kwintesencja postaci matki w tym filmie.


Nie znamy szczegółów dotyczących tego konkretnego kociaka, warto jednak zauważyć, że został dość dobrze dobrany do swojej roli – nie jest lękliwy (wokół niego panuje naprawdę duże zamieszanie: ludzie wchodzą i wychodzą, tańczą, podskakują, toczą ożywione rozmowy, a w pewnym momencie w drugim końcu pokoju wystrzeliwują nawet…fajerwerki). Widzimy, że w tym momencie kociak nadstawił uszu, ale bynajmniej nie uciekł. Jego obecność w salonie z pewnością ociepla atmosferę, odciągając skutecznie uwagę miłośnika kotów od siedzącej obok niego aktorki.



bottom of page