„Człowiek, który się nieprawdopodobnie zmniejsza” (ang. The Incredible Shrinking Man) w reżyserii Jacka Arnolda to zaskakujący, obecnie już klasyczny film science fiction. Zostął on zrealizowany na podstawie powieści twórcy scenariusza do filmu, Richarda Mathesona. Świetne jak na tamte czasy efekty specjalne i oryginalna historia z pewnością nie rozczarują prawdziwego kinomana.
Fabuła w dużym skrócie: młode małżeństwo Louise i Scott spędzają wakacje na jachcie. Kiedy kobieta schodzi na moment pod pokład, nadciąga dziwna mgła, która błyskawicznie otacza łódź i mężczyznę. Po jakimś czasie zostaje on też przypadkowo opryskany pestycydami. W wyniku tych wydarzeń Scott zaczyna się kurczyć. Lekarze nie potrafią mu pomóc, rozdrażniony mężczyzna (czuje, że traci swoją męskość) wdaje się coraz częściej w kłótnie z żoną, która jest bezradna wobec niecodziennej sytuacji.
Para ma kocura o imieniu Butch (które zresztą bardziej pasowałoby do psa). Zgadnijcie, kto występuje w tej roli? To niezwykły, rudy pręgowany Orangey, który za cztery lata wystąpi w swoim najsłynniejszym filmie – „Śniadaniu u Tiffany’ego” i okryje się sławą kota „trudnego’ na planie filmowym.
W omawianym filmie pojawia się w kilku scenach: pije mleko przed domem, wskakuje na łóżko i pociesza zrozpaczonego Scotta, jednak ten każe mu iść spać i strąca go na ziemię. Przesiaduje też u Louise na kolanach, kiedy kobieta czyta gazetę (widzimy, jak porusza niespokojnie ogonem). W innej scenie leży na pufie, myje się i bawi się piłeczką, która wysuwa mu się z łapek i toczy się wprost pod nogi zmniejszającego się regularnie mężczyzny. Lubi też wylegiwać się na fotelu.
Najsłynniejsza scena z udziałem Butcha (czyli Orangeya) w tym filmie zaczyna się (a trwa od 32 do 36 minuty), gdy wychodząca z domu Louise przez nieuwagę wpuszcza kota do domu. Scott jest już wtedy tak malutki, że mieszka…w domku dla lalek. Oczywiście mężczyzna ma wszelkie prawa się go bać odkąd gabarytami przypomina mysz. Kot szybko wpada na jego trop i podekscytowany podbiega do domku dla lalek. Słyszymy, jak węszy. Drapieżnik okupuje domek, próbując się wedrzeć do środka. Wygląda niczym Godzilla (a raczej Kocilla), olbrzymi, niebezpieczny i gotowy połknąć Scotta przy pierwszej nadarzającej się okazji. Butch zagląda przez okna, wkłada nawet przez nie łapkę. Scott kłuje go w łapę, ale nie zniechęcony tym zwierzak próbuje sforsować domek od tyłu. Kiedy człowiek otwiera drzwi, kot szczerzy kły, wrzeszczy i tarasuje mu przejście. Następnie wciska się za domek, zaś miniaturowemu mężczyźnie cudem udaje się uciec ze swojej nowej posiadłości i schować się za stołową nogą. Kiedy tylko stamtąd wychodzi i chce pokonać pokój, Butch natychmiast rusza za nim w pogoń. Udaje mu się pacnąć Scotta łapą i go przewrócić, mężczyzna jednak walczy dosłownie do upadłego. Kot zapędza go pod stół, gdzie sam też się wciska i ponownie go osacza. W końcu bohater zrzuca lampę, Butch na ten dźwięk odskakuje, a Scott pędem ucieka do piwnicy, gdzie próbuje zatrzasnąć drzwi przed usiłującym się przez nie przecisnąć kotem. W tej scenie doskonale widzimy skalę postaci. W końcu mężczyźnie nadludzkim wysiłkiem udaje się domknąć drzwi. W tym czasie Louise wraca do domu, Butch biegnie więc do niej.
Od tego miejsca rozpoczyna się wielka przygoda Scotta podróżującego przez niedostępną krainę piwnicy. Okazuje się, że i tutaj czyha na niego podstępny wróg – olbrzymia z jego punktu widzenia tarantula, z którą będzie musiał stoczyć zajadły pojedynek. Nie powiem, jak film się kończy, wrócę jeszcze na chwilę do kota.
Jak słusznie zauważa Anne Billson w swoim tekście poświęconym temu filmowi, możemy podejrzewać, że los kota niestety przypieczętowało podejrzenie Louise, że pożarł on jej męża. Kobieta znalazła bowiem skrawek materiału, będącego wcześniej fragmentem jego garderoby. W relacji telewizyjnej spiker mówi, że kot pożarł Scotta i używa przy tym słowa „former” (czyli „dawny”, „były” „poprzedni”, a odnosi się ono bezpośrednio do kota). Prawdopodobnie Butch został uśpiony, jednak nigdzie w filmie nie mówi się tego wprost, a zwierzę znika w niewyjaśnionych okolicznościach. Billson cytuje też fragmenty powieści Mathesona, w której kot również jawi się jako olbrzymi potwór: „Gigantyczny kształt przesunął się nad nim, zasłaniając słońce (...) Wąsy kota znów drgnęły. Jego oddech był obrzydliwy. Odwracając głowę z boku na bok, zobaczył wystające zęby jak gigantyczne sztylety o żółtych krawędziach, które w jednej chwili mogły przebić jego ciało (...) Usta ziewnęły, jaskinia sejmitarów [szabli] i gorących wiatrów (…)”
Film jest świetnie zrealizowany, ma wartką akcję. Narratorem jest sam Scott. Jego przygody przywodzą nam na myśl znacznie późniejszą rodzimą Szuflandię z „Kingsajzu”. Bardzo polecam, zwłaszcza z uwagi na genialną rolę kociej gwiazdy filmowej.