W ostatnich latach powstało wiele filmów o ekologicznym przesłaniu, koncentrujących się na podwodnych organizmach. „Morze pod prądem” (ang. Current Sea) ogląda się niczym dobry dreszczowiec. Reżyser Christopher Smith dotarł ze swoją kamerą do australijskiego dziennikarza śledczego, Matta Blomberga, a następnie za jego pośrednictwem do angielskiego aktywisty Paula Ferbera. Obu wymienionych panów, bardzo różnych pod względem zachowania i fizjonomii, połączyła wspólna misja – ochrona wód przybrzeżnych Kambodży, po których krążą współcześni piraci, czyli wietnamscy kłusownicy. Poza oczywistym łamaniem prawa, ich poczynania mają katastrofalne skutki dla całej podwodnej przyrody: ryb, roślin, a nawet dna morskiego, które po przepłynięciu wielu trałowców wygląda jak rozkopane przez koparkę.
Dlaczego akurat Kambodża? Australijczyk, jak sam mówi, pojechał tam na wakacje i od razu zakochał się w tym miejscu. Postanowił więc zostać i zatrudnił się w lokalnej gazecie, w której zajmuje się tropieniem afer, za co grożą mu wprawdzie represje, jednak nie tak duże jak miejscowym kolegom po fachu. Matt zdaje sobie bowiem sprawę z tego, że trudniej zatuszować śmierć obcokrajowca.
O Paulu Ferberze i jego niezwykłej pracy na rzecz kambodżańskiej przyrody dowiedział się przypadkiem i poczuł się zaintrygowany na tyle, że odnalazł na jednej z wysepek aktywistę. Paul z kolei przybył do Kambodży aby pracować jako płetwonurek. Kiedy zorientował się, jak tamtejsi rybacy są bezradni wobec najazdów Wietnamczyków, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Po skompletowaniu małego zespołu wypływał z nimi w nocy na patrole, konfiskował sieci i kable służące do zabijania ryb prądem. Kłusowników oczywiście nie powstrzymały nawet stworzone w uzgodnieniu z rządem sfery chronione, gdzie ryby miały w spokoju dorastać. W miarę upływu filmu widzimy więc, jak stopniowo przestępcy stają się coraz bardziej niebezpieczni, bezczelni, a co najgorsze uzbrojeni. Dramatyzmu sytuacji dodaje to, że Paul ma rodzinę: ożenił się z miejscową dziewczyną, z którą ma pięcioro małych dzieci. Zdaje więc sobie sprawę z ryzyka, jakie codziennie podejmuje w imię swoich przekonań. Na szczęście dla siebie ma tolerancyjną żonę, która wspiera go w jego działaniach.
Paul jest twórcą organizacji o nazwie Marine Conservation Cambodia, której misją jest zapewnienie równowagi pomiędzy połowami, które często są jedynym źródłem dochodu Kambodżan, a potrzebą zachowania unikatowej przyrody dla przyszłych pokoleń. Ferber stworzył też zespół badaczy, którzy pracowali nad określeniem populacji konika morskiego. W filmie widzimy też dwie studentki, które pracując jako wolontariuszki równocześnie prowadziły własne badania w celu napisania prac dyplomowych.
„Morze pod prądem” wciąga i kryje się w nim duży ładunek emocjonalny, nie tylko w związku z trudną sytuacją na linii organizacja Paula-rybacy-kłusownicza mafia, ale również z powodu śmierci niepoliczalnych wprost ilości morskich stworzeń. W filmie widzimy przygnębiające sceny, np. koniki morskie powoli umierające w misce na okolicznym targu lub maleńkie ośmiornice w przechwyconym połowie, które nie miały żadnych szans, aby uzyskać dorosłość. Paulowi jest też przykro, gdy okazuje się, że ryby, które sami wychowali na terenie chronionym, znajdują następnie na pokładzie kłusowników.
Z początku mężczyzna jako obcokrajowiec i „obcy biały” nie jest poważnie traktowany, również przez miejscową policję. Z czasem jednak jego determinacja i codzienne ryzyko, jakie podejmuje mimo rodzinnych zobowiązań, zaczyna Kambodżanom uświadamiać, że jeśli oni nie zawalczą o swoją faunę i florę, to nikt tego za nich nie zrobi. Opracowany przez niego i jego ekipę system ochrony wodnych stworzeń skutecznie utrudnia pracę trałowcom-najeźdźcom. Są to mianowicie betonowe bloki, wrzucane do wody. Kiedy cztery ścianki utworzą kwadrat, stopniowo glony i inne rośliny je obrastają, dzięki czemu stają się schronieniem dla wielu gatunków zwierząt, które w spokoju mogą w nich dorastać. Trałowce zagarniające w sieci wszystko na swojej drodze nie są dzięki temu już tak bezkarne.
Dokument jest również ciepłym portretem licznej rodziny, a twardy i nieustępliwy Paul okazuje się świetnym ojcem, wychowującym dzieci na przyszłych obrońców przyrody.
Pasjonujący film, ważne przesłanie, dramatyczna walka o ocalenie resztek środowiska naturalnego – warto zmierzyć się z tym seansem.
Film obejrzałam w ramach tegorocznego festiwalu WATCH DOCS.
Comments