top of page

🎬 Okja (2017)

Zaktualizowano: 12 cze 2021


„Okja” (wym. Okcza) to z pewnością jedno z moich najważniejszych filmowych odkryć ubiegłego roku. Już po pierwszym seansie wiedziałam, że mamy tutaj do czynienia z czymś niezwykłym w kinie komercyjnym: produkcja Netfliksa wzięła bowiem na tapet temat niechętnie dyskutowany w szerszym gronie, a mianowicie chów przemysłowy oraz żywność modyfikowaną genetycznie. W tę trudną tematykę została zaś wpisana historia wielkiej przyjaźni Miji oraz tytułowej Okji, przedstawicielki „super-świni”, rzekomo odkrytej w Chile przez korporację agrochemiczną Mirando (analogia do niesławnego Monsanto narzuca się sama). W rzeczywistości Mirando (którego poprzedni właściciel zasłynął niechlubną produkcją gazów paraliżujących podczas wojny) stworzyła w swoich laboratoriach 26 genetycznie modyfikowanych świń. Następnie rozesłała je w różne części świata, pozwalając je hodować w naturalnych dla danego regionu warunkach. Zwierzęta miały do ucha przyczepioną „czarną skrzynkę”, monitorującą ich metabolizm i parametry życiowe, regularnie monitorowaną przez pracowników korporacji.


Po 10 latach korporacja upomina się o swoje „produkty”, jak się o nich mówi. W tym celu Miję i jej dziadka odwiedza w Korei Południowej szalony showman, zoolog i lekarz weterynarii w jednej osobie, będący na usługach Mirando (któremu teraz przewodzi Lucy, czyli Tilda Swinton), aby przed kamerą zaprosić Okję (jako najlepszy „okaz”) na konkurs świń do Nowego Jorku. Postać Johny’ego, granego przez Jake’a Gyllenhaala, jest uważana za słabsze ogniwo tej produkcji jako nadmiernie ekspresyjna i nieokrzesana, ale moim zdaniem taki właśnie musi być. Film jest bowiem parodią właściwie wszystkich: pazernej i idącej dosłownie po świńskich trupach korporacji, nadmiernie entuzjastycznego, megalomańskiego prowadzącego reality show (i dokładnie tak zachowuje się bohater Gyllenhaala), bojowników o prawa zwierząt (mamy tutaj bowiem prężny i co chwilę zapewniający, że działa pokojowo zespół Animal Liberation Front), inżynierii genetycznej (mutacja będąca parodią wynaturzeń, których ludzie dopuszczają się, aby tylko pozyskać jak największą ilość mięsa – patrz: francuskie krowy rasy charolaise), bezkrytycznych konsumentów, którzy za balonik w kształcie świnki i darmowego kabanosa będą radośnie wiwatować na promięsnym show Mirando. Dostaje się także zwariowanym miłośnikom selfie (świetna scena, w której dziewczyna robi sobie zdjęcie na tle rozjuszonej Okji), a także osiłkom z ochrony, którzy pałują prozwierzęcych aktywistów, a także napadają na dziecko, czyli Miję.


Odczytanie, po której stronie sytuuje się sympatia reżysera, świetnego koreańskiego twórcy Bong Joon Ho, nie nastręcza żadnych problemów. Mimo tego, że je mięso, a w filmie Mija razem z dziadkiem spożywa rybny posiłek, ewidentnie krytykuje bezduszny przemysł i wyzysk zwierząt, które chciałyby jedynie mieć prawo do życia.


Tytułowa Okja, miłośniczka azjatyckich owoców persymony (kaki), to majstersztyk technologii CGI: jest tak realistyczna, że gdy ucina sobie drzemkę z Miją leżącą na jej brzuchu, jesteśmy w stanie uwierzyć, że to zwierzę istnieje naprawdę. Co prawda wyglądem bliżej super-świni do hipopotama niż do kuzynki Babe, ale w końcu o to tutaj chodzi – monstrum ma przecież nie być ładne, ale smaczne… Efekty wizualne i ożywienie Okji to zasługa Erika-Jana de Boera, który zdobył Oscara za pracę nad „Życiem Pi” Anga Lee, zwierzę zaprojektował zaś Hee Chul Jang. Moim zdaniem Okja ma jednak w sobie dużo uroku, a jej ciepłe i smutne oczy (bardzo ludzkie w wyrazie) naprawdę chwytają za serce. Samiczka jest bardzo wrażliwa i empatyczna (ryzykując wiele ratuje życie przyjaciółce), obu więc kibicujemy, kiedy dzielna i zdeterminowana dziewczynka wyrusza do Seulu na ratunek podopiecznej. Ostatecznie podążą za nią aż do Stanów Zjednoczonych.

Mija naprawdę imponuje, a jej desperackie uczepienie się ciężarówki z przerażoną Okją w środku to genialna scena rodem z kina akcji. Karkołomne rzucenie się całym impetem ciała na szklane drzwi w siedzibie korporacji to efektowna i dramatyczna scena.


Muzyka jest doskonale dobrana, a spanikowana Okja tratująca podziemne centrum handlowe przy dźwiękach rodem z filmów Kusturicy to genialna scena.

W miarę upływu czasu film zmienia swój nastrój na coraz bardziej mroczny (chociaż wcześniej nie brakowało elementów slapstickowych), aż do dwóch makabrycznych scen, o których za chwilę.


Dwie wspomniane sceny rozgrywają się już po powrocie Okji po latach do Stanów Zjednoczonych. Nieudana próba odbicia Okji przez aktywistów i Miję kończy się odwiezieniem jej do laboratorium, gdzie…Okja zostaje brutalnie zgwałcona przez Alfonso, knura w rozmiarze XXXL (ich spotkanie inicjuje i nadzoruje Johnny, który jednak zapłaci za to załamaniem nerwowym i utratą tożsamości, jak pisze Mark Kermode dla „The Guardian”: „zmaga się ze swoim sumieniem jako publiczna twarz chciwości mięsożernych korporacji”). Nawet „Variety” w swojej anonimowej zresztą recenzji, nazywa tę scenę tylko „brutalnym rozmnażaniem”, tak, jak gdyby słowo „gwałt” było w tym kontekście nie do przyjęcia. Zastosowanie eufemizmu jednak nie ukryje prawdy. Drastyczność sceny podkreśla się, kiedy przywódca aktywistów prosi Miję, by nie patrzyła na ekran kiedy ujawnią praktyki stosowane przez Mirando. Jednak aktywiści też nie mają czystego sumienia: ponieważ zamierzali wykorzystać Okję jako kreta aby uzyskać nagranie kompromitujące Mirando i uświadamiające opinii publicznej jej nieczyste zagrywki, ich tłumacz celowo źle przetłumaczył słowa dziewczynki (która nie wyraziła zgody na zainstalowanie na niej kamery by uzyskać tajny przekaz), w wyniku czego Okja popada w depresję, a jej psychika zostaje okaleczona. Kiedy organizacja orientuje się, co zaszło, staje jednak na wysokości zadania: wyrzuca nieuczciwego tłumacza i pomaga Miji odzyskać przyjaciółkę.


Druga tragiczna scena to ta, kiedy Okja za pomocą pałki z prądem jest kierowana do rzeźnika, który dzięki maszynie używanej m.in. w uboju rytualnym zamierza pozbawić ją życia. Urządzenie obrotowe wygląda równie przerażająco jak w rzeczywistości, a scena, kiedy jedna z super-świń wypycha swoje dziecko spoza drutów pod napięciem na drogę by Mija mogła je uratować, przypomina naprawdę obozy koncentracyjne: stłoczenie, druty, oczekiwanie na śmierć…Dlatego nie dziwi skojarzenie Matta Zollera Seitza, który porównał tę scenę z obrazami z „Listy Schindlera” Stevena Spielberga. Na stronie internetowej znanego amerykańskiego krytyka Rogera Eberta wspomniany autor zawiera zresztą inne celne uwagi dotyczące tego filmu: „Ambitny scenariusz zawiera dyskusje na temat odpowiedzialności korporacyjnej, etyki spożycia mięsa, dopuszczalnego progu okrucieństwa wobec zwierząt i innych spraw, których nie można się spodziewać w filmie tak prosto opowiedzianym (…). Jest też wiele niepokojących obrazów przedstawiających znęcanie się nad zwierzętami, (…) niezwykłych w kinie komercyjnym. (…) Straszliwy szał świni w podziemnym centrum handlowym w Seulu jest cudem kompozycji i edycji, zaskakującym sprytnymi kątami kamery i nieoczekiwanymi cięciami, jednocześnie dając nam wgląd w nijaki raj dla konsumentów, na którym polegają firmy takie jak Mirando. (…) Ma silną wizję moralną i stanowi przykład filmu politycznego skierowanego do jak najszerszej publiczności.”


Okja i Mija są wykorzystane, obie stały się emocjonalnymi wrakami i ofiarami dorosłych, pogrywających nimi w swoich gierkach.


Czy zatem wiedząc to wszystko, warto zasiąść do projekcji? Jak najbardziej tak! Z uwagi na kilka brutalnych scen i wulgarny język, produkcja ma rating 16+, i oczywiście mimo przemiłej postaci zwierzęcej, nie nadaje się dla małych dzieci, ale dla nastolatków już tak. W końcu tylko edukacja i świadomość tego, co robimy zwierzętom, może pomóc wzbudzić w młodych ludziach empatię i współczucie, a to cechy deficytowe we współczesnym świecie. A szkoda.


Film „Okja”. Netflix w roli producenta pomagający sfinansować film o chowie przemysłowym i jak mówią niektórzy „Holokauście zwierząt”, rozgrywającym się nieustannie gdzieś poza naszymi oczami, a często i poza niewygodną świadomością. Drugi seans równie mocny i emocjonalny jak pierwszy.


Kalejdoskop emocji. Brawa dla twórców za poruszenie niepopularnych treści o których mało kto ma odwagę opowiedzieć w komercyjnym kinie, takich jak chów przemysłowy, to, co dzieje się w rzeźniach i...krycie, które tak naprawdę jest gwałtem na samicy (o tym to już w ogóle się nie mówi). Z powyższych powodów przyznałam mu aż 9 gwiazdek na Filmwebie. Brakuje takiego spojrzenia na Animal Studies w kinie. Polecam, chociaż druga część filmu łatwa w odbiorze nie będzie (zwłaszcza dla niejedzących z powodów etycznych mięsa tak jak ja).

„The Guardian” zwrócił uwagę, że „Okja” zadaje „niewygodne, przyziemne pytania o to, skąd pochodzi nasza żywność, odsłaniając dzikie zęby konsumpcjonizmu za przyjaznym uśmiechem korporacyjnego kapitalizmu”. Pisze ponadto, że „Od antropomorficznego sentymentalizmu >>Babe<< po realia rzeźni w dokumentalnym filmie Shauna Monsona >>Earthlings<< z 2005 r., >>Okja<< łączy holistyczne motywy człowieka i natury z animacji Studio Ghibli z niepokojącymi odkryciami przemysłu spożywczego >>Cowspiracy: The Sustainability Secret<<.”


Na koniec, w ramach puenty, warto jeszcze powrócić do znakomitej recenzji Matta Zollera Seitza: „Powtarzane ujęcie pokazuje dziewczynkę pochylającą się do wiotkiego ucha świni i szepczącą, aby ją uspokoić. Nigdy nie słyszymy dokładnie, co szepcze, ale zbliżenia zahipnotyzowanego oka Okji pokazują nam, że słucha uważnie i rozumie – że słowa dziewczynki mają znaczenie i mają sens, mimo, że nie mówią tym samym językiem. Świnia ufa swojej przyjaciółce. Wszystkie liczne wątki filmu ostatecznie wracają do kwestii zaufania: co to znaczy zachować zaufanie lub zdradzić, czy istnieją okoliczności, w których zdrada jest konieczna i czy zaufanie między człowiekiem, a człowiekiem jest bardziej znaczące niż zaufanie między człowiekiem, a zwierzęciem?. Mija powiedziałaby, że nie ma różnicy”.



bottom of page