Zrealizowane w 1962 r. „Opowieści niesamowite” (ang. Tales of Terror) w reżyserii Rogera Cormana stanowią luźną adaptację słynnego opowiadania dziewiętnastowiecznego mistrza grozy i gotyckiego horroru, Edgara Allana Poe pt. „Czarny kot”. Ogółem film składa się z trzech nowelek, a środkowa (od 23. do 61. minuty filmu) jest poświęcona właśnie kotu. Wszystkie opowieści spaja grający w nich Vincent Price, obsadzany często w horrorach, prywatnie miłośnik kotów.
Oryginalne opowiadanie opublikował Poe 19 sierpnia 1843 r. na łamach gazety „The Saturday Evening Post”. Odbiór opowiadania był pozytywny. Narrator, obecnie przebywający w celi śmierci za zabójstwo własnej żony, w retrospektywnych obrazach odmalowuje nam wydarzenia, które przywiodły go w to miejsce. Wspomina swoje życie, począwszy od czasów dzieciństwa: „Przede wszystkim lubiłem zwierzęta, a rodzice dogadzali mi w wyborze tych moich ulubieńców. Niemal wszystek mój czas spędzałem z nimi i byłem najszczęśliwszy, gdym mógł je pieścić i karmić. Ta właściwość charakteru wzmagała się z laty, w wieku zaś męskim stała się głównym źródłem mych radości. Ludziom, którzy wiedzą, czym jest przywiązanie do wiernego i zmyślnego psa, nie potrzebuję zgoła tłumaczyć ani rodzaju, ani też głębi wynikającego stąd zadowolenia. W niesamolubnym i ofiarnym przywiązaniu zwierzęcia jest coś, co wnika wprost do serca, które często miało sposobność doświadczyć, czym jest nędzna przyjaźń i nikła jak pajęczyna trwałość uczuć tylko ludzkich.” Trudno nie zgodzić się z tymi trafnymi uwagami dotyczącymi stałości i wierności zwierzęcej (nie tylko psiej i kociej) przyjaźni, dającej nam oparcie w trudnych chwilach.
Jednym ze zwierząt w domu narratora i jego żony był dorodny kocur: „Było to nadzwyczaj duże i piękne zwierzę, całkiem czarne i niesłychanie zmyślne. Mówiąc o jego inteligencji, żona moja, w głębi duszy nieco przesądna, czyniła nieraz aluzje do starodawnego, ludowego zabobonu, wedle którego wszystkie koty czarne są przedzierzgnionymi w zwierzęta czarownicami. Nie utrzymywała wszakże tego poważnie (…)”. Pluto – tak kot się wabił – był moim ulubieńcem i towarzyszem zabaw. Sam go karmiłem, on zaś nie opuszczał mnie ani na krok, kiedy byłem w domu. I trudno mi było powstrzymać go, by nie wybiegał za mną na ulicę.” Warto zauważyć, że Pluto (imię kojarzące nam się bynajmniej nie z kotem) to prawdopodobnie skrót od Plutona, który był rzymskim bogiem podziemi).
Trzeba zaznaczyć, że opowiadanie jest znacznie okrutniejsze niż ocenzurowana nowelka filmowa, powstała na jego podstawie. W opowiadaniu narrator bezlitośnie znęca się nad kotem, którego przecież lubił, uzasadniając swoje zachowanie popadnięciem w nałóg alkoholowy i niezrozumiałą dla niego agresją. Nic jednak nie tłumaczy okaleczenia zwierzęcia, a w końcu jego zabicia. Mężczyzna owładnięty siłami zła i w szponach nałogu, w napadzie szału morduje żonę. W tym czasie ma już innego kota, który jednak ucieka przed żądnym mordu mężczyzną. Morderca zamurowuje zwłoki kobiety w ścianie, ciesząc się ze swojego sprytu i przemyślności. Powodowany poczuciem winy, zdradza jednak miejsce ukrycia zwłok policji. Dodatkowo demaskuje go dochodzący zza ściany wrzask kota, który, jak się okazało, został przypadkowo w niej zamurowany.
Opowiadanie filmowe skupia się na drugiej części tej historii – nie poznajemy Pluta, a bohater (w tej roli Peter Lorre, który często towarzyszył Price’owi na planie filmowym, zagrał także u boku Borisa Karloffa w „Arszeniku i starych koronkach”) jest szorstki zarówno wobec żony (która bezskutecznie stara się związać koniec z końcem, co nie jest proste w domu alkoholika, który dba tylko o zaspokojenie swojego pragnienia), jak i wobec czarnego kota (w opowiadaniu drugi kot miał białą plamkę w kształcie…szubienicy).
Z uwagi na cenzurę w filmie, pominięto sceny przemocy zarówno wobec kota, jak i wobec żony (nie widzimy momentu jej zabójstwa). Pojawiają się dodatkowe wątki, np. wspomniana troska żony o nieustannie brakujące pieniądze, czy jej romans z poznanym przez jej męża w szynku eleganckim mężczyzną, o którego zazdrość popycha bohatera do zbrodni. To, co zgadza się z pierwowzorem, to ostatnia scena, kiedy to po zburzeniu ściany w piwnicy policjanci odkrywają kota siedzącego na głowie przykutej do ściany ofiary (w tej wersji opowieści zamurowany zostaje również kochanek).
Warto zapoznać się z literackim pierwowzorem (który jednak jest drastyczny z uwagi na wspomniane obrazy przemocy), a następnie z filmową „wersją light”.
W 1961 r. odbyło się przesłuchanie do roli filmowego kota. Wzięły w nim udział 152 czarne mruczki, które podobno były mniej zdenerwowane niż ich opiekunowie. Spośród nich kilkanaście zostało zdyskwalifikowanych z powodu posiadania białych skarpetek na łapkach lub białej plamki na nosie. W końcu horror=czarny kot…Okazało się jednak, że „wiodącego’ kota zagra profesjonalny koci aktor, a casting służył wyborowi jego dublerów. Do tej roli zaangażowano siedem kotów posiadających „najbrzydsze twarze”.
W magazynie „Life”, w którym ukazał się fotoreportaż z tego castingu, napisano, że „Ich właściciele, których ambicje dotyczące ich zwierząt przewyższały ambicje samych zwierząt, nie mogli nic na to poradzić, ale pozwolili, by zabobony wzięły z nich to, co najlepsze. Chociaż zachowywali się naturalnie w stosunku do własnych kotów, wielu starało się nie dopuścić do przejścia przez ich ścieżki jakimkolwiek dziwnym czarnym kotom”.
Przytoczone fragmenty opowiadania pochodzą z : Edgar Allan Poe, Czarny kot [w:] Opowiadania, t. 1, Czytelnik, Warszawa 1956, wyd. 1, ss. 362-371.
Comments