„Esterhazy”, krótkometrażowy film animowany w reżyserii Izabeli Plucińskiej, to opowieść o arystokratycznym króliczku, który zostaje wysłany przez rodzinę na misję uratowania swego starego rodu. W tym celu musi odnaleźć jak największą przedstawicielkę swojego gatunku i spłodzić z nią tak dużo dzieci, jak tylko się da. Zadanie wydawałoby się proste dla królika, jednego z najpłodniejszych zwierząt, jednak wysłany w podróż koleją z Wiednia do Berlina Esterhazy (bo tak ma na imię główny bohater) jest nieśmiały, niepewny siebie i wątły. Dlaczego przyszła żona ma być duża? Okazuje się, że na skutek namiętnego jedzenia słodyczy, królicza rodzina sukcesywnie maleje, duża partnerka ma więc zagwarantować odpowiednią wielkość króliczych dzieci.
W animacji pojawiają się nawiązania do słynnego filmu dokumentalnego Bartosza Konopki zatytułowanego „Królik po berlińsku” z tego samego roku. W obu filmach jest bowiem mowa o żyjących w pasie zieleni pomiędzy ścianami muru berlińskiego królikach.
Esterházy (wymawiane jako „Eszterhazy”) to nazwisko rodowe starej węgierskiej rodziny magnackiej. Ma aż cztery imiona jak na arystokratę przystało. Film powstał na podstawie książki dla dzieci pt. „Esterhazy" autorstwa Irene Dische i Hansa Magnusa Enzensbergera.
Króliczek jest nie tylko elegancki (ma na sobie płaszczyk i długi czerwony szalik, króliki przy murze nie dysponują zaś ubraniami), lecz także jest świetnie wychowany, dlatego nie pasuje do gwarnego, pełnego obojętności i pośpiechu Berlina, w którym czuje się zagubiony. Ludzie są w filmie znacznie brzydsi niż zwierzęta, a z miastem tym ukazanym w tym czasie historycznym kojarzą się od razu pojawiające się w nim punki.
Esterhazy znajduje wymarzoną samiczkę w sklepie zoologicznym. Ma na imię Mimi i w porównaniu z nim jest monstrualna.
Królik musi jednak wiele przejść, zanim uda mu się wypełnić swoją misję. Zostaje kupiony na prezent dla niezbyt miłej dziewczynki, potem jest zmuszony do pracy w charakterze zajączka wielkanocnego, a kiedy idzie do pracodawcy po podwyżkę słyszy, że jej nie otrzyma.
W końcu obydwa króliki uciekają z miasta (mur berliński nie okazał się tak dobrym schronieniem i miejscem do wychowywania dzieci, jak myślały) i znajdują przystań w lesie, gdzie zakładają rodzinę.
Ostatnia scena, kiedy to Esterhazy odręcznie wypisuje liczne zaproszenia dla swojej rodziny na chrzciny wszystkich swoich dzieci (a jest ich ponad 12 tysięcy) jest bardzo zabawna. Głosem Macieja Stuhra mamrocze on wszystkie imiona i numery rodowodowe dzieci, a trzeba dodać, że każde z nich otrzymuje po cztery imiona. Lista jest więc nieskończenie długa i skomplikowana, ojciec rodziny jednak doskonale sobie radzi z tym zadaniem.
Film jest utrzymany w ciemnych barwach. Scena w deszczu jest bardzo efektowna, a technika, którą został wykonany (postaci są ulepione z plasteliny) jest na pewno żmudna i czasochłonna. Uzyskano jednak ciekawy efekt końcowy.
W 2010 r. na Krakowskim Festiwalu Filmowym „Esterhazy” otrzymał specjalne wyróżnienie w konkursie filmów polskich.
Comments