„Filonek Bezogonek” (szw. Pelle Svanslös) to film animowany w reżyserii Christiana Rylteniusa. Stanowi on luźną adaptację pierwszego tomu z cyklu kilkunastu książek o przygodach kota bez ogonka, zatytułowanego „Przygody Filonka Bezogonka” (1939). Ich autorem jest Gösta Knutsson, szwedzki pisarz i radiowiec. Jest on również autorem innej książki dla dzieci, wydanej również w Polsce. Chodzi o powieść zatytułowaną „Nalle, wesoły niedźwiadek” (1961). Ostatnia książka z serii o Filonku Bezogonku ukazała się w Szwecji w 1972 r., czyli na rok przed śmiercią Knutssona.
Filmowa wersja przygód kota, któremu odgryziono ogonek (w książce spowodował to szczur, w filmie sugeruje się, że inne kocięta z miotu!) znacznie odbiega od swego oryginału. Zgadzają się imiona głównych postaci, czyli kota, jego opiekunki Birgitty, czy kotów, które nie lubią głównego bohatera: Monsa, Billa i Bulla. W filmie (który obejrzałam w ramach International Young Audience Film Festival Ale Kino!), podobnie jak w książce, akcja toczy się na wsi i w Uppsali.
Na wsi kot poznaje swoją ludzką rodzinę, w lesie – groźną lisicę (która jednak później mu pomoże), w mieście – grupę kocich muzyków i Monsa, który jest tu właścicielem klubu dla rasowych kotów.
W filmie pojawia się dużo innych zwierząt: w lesie widzimy żaby, nietoperze, węża, szczura, jaszczurkę, sowę, różne owady, rybę, bociana i czaplę. W mieście nie może zabraknąć gołębi oraz psów (są trzy i mieszkają na ogrodzonej posesji obok kociego klubu). W zbiorniku na wodę w klubie pływają małe rybki. Rybami się żongluje (!), pojawiają się również pod postacią „koktajlu śledziowego”.
Kocie postaci są dość wyraziste: bracia bliźniacy Bill i Bull to biało-rude, tłuste kocury, Mons jest rudy i ma w sobie coś z lisa, szaro-biała kotka Maya w niebieskiej obroż. Na scenie klubu pojawiają się dwa pręgowane kociaki z akordeonem, dwa koty-sztukmistrzowie. Na mieście Filonek spotyka zespół pięciu kocich muzyków oraz najciekawszą postać, która niestety pojawia się tylko w jednym epizodzie, a mianowicie kociego obdartusa z połamaną parasolką.
Koty rozmawiają ze sobą, chodzą na dwóch łapach i przez większą część czasu zachowują się jak ludzie. W pewnym momencie tańczą na ulicy, co stanowi zabieg charakterystyczny dla musicalu. W filmie pojawia się zresztą sporo piosenek. Bardzo rzadko zwierzęta chodzą na czterech łapach i zachowują się po kociemu: Filonek jeży grzbiet i przeciąga się.
Jeśli chodzi o stronę wizualną, film mnie nie porwał. Nie lubię takiej stylistyki, poza tym nie został starannie wykonany: koty rasowe wcale nie wyglądają jak rasowe, i pomimo drobnych szczegółów, niczym nie różnią się od nierasowców. Główny bohater bardzo przypomina tego z wcześniejszej ekranizacji powieści z 1981 r. w reżyserii Jana Gissberga i Stiga Lasseby'ego, która również nie zachwyca pod względem artystycznym.
Wydaje się, że w książce główne przesłanie zostało lepiej podane, niż w filmie: tolerancja dla odmienności. Poza tym film, podobnie jak większość produkcji dla dzieci, jest bardzo głośny, co dorosłego widza może irytować. Jeśli chodzi o tempo akcji, na plus trzeba policzyć to, że brak tu zawrotnego przyspieszenia, charakterystycznego dla innych tego typu produkcji czy filmów akcji dla dorosłych.
Niestety, produkcja mnie rozczarowała, fani książkowego bohatera mogą jednak spróbować zmierzyć się z tym seansem i wyrobić sobie własną opinię.