„Kala azar” to filmowy debiut greckiej reżyserki Janis Rafy. Film jest prezentowany podczas trwającego 20. Międzynarodowego Festiwalu Filmowy Nowe Horyzonty oraz 11. American Film Festival, które w tym roku z wiadomych powodów odbywają się online.
Jak mówi reżyserka, jest przede wszystkim artystką wizualną i to strona wizualna w filmie interesuje ją najbardziej.
W dużym skrócie: dwoje młodych ludzi, Penelope i Dimitris, pracują razem w krematorium dla zwierząt. W życiu prywatnym są parą. Ich praca polega głównie na odbieraniu zwłok pupili od klientów, a następnie rozwożeniu prochów do właścicieli.
W filmie pojawia się wiele ujęć w zbliżeniu, a ponieważ duża część zdjęć została nakręcona w samochodzie, sprawia to wrażenie intymności, a zarazem ukazuje codzienność ich niecodziennej jak na greckie warunki pracy. Piszę „niecodziennej”, bowiem jak opowiada w przeprowadzonym na potrzeby Festiwalu wywiadzie reżyserka, w całej Grecji istnieją zaledwie dwa krematoria dla zwierząt (w Polsce naliczyłam 18), i w tej kwestii kraj ten dopiero stawia pierwsze kroki.
Janis Rafa sama ma dwa psy i kota (które przygarnęła z ulicy), a ze zwierzętami miała do czynienia od dziecka. Opowiada, że w Grecji zjawisko bezdomności wśród psów i kotów jest niestety bardzo powszechne.
Nazwa filmu wywodzi się od nazwy choroby pasożytniczej skóry u psów; mogą się nią zarazić również ludzie.
Jak wspomniałam, dla artystki najważniejsza jest wizualna forma przekazu. Fascynuje ją zwłaszcza skóra, i to zarówno ta ludzka, jak i zwierzęca. W filmie pojawiały się jednak sceny, w których „aż się prosiło” o zbliżenie, jednak wtedy oglądaliśmy scenę widzianą z daleka, co uniemożliwiało przyjrzenie się szczegółom.
Nie będę oczywiście streszczać całego filmu. Niestety, nie chwycił mnie on za serce. W dużej mierze odpowiadają za to autentyczne zresztą lokacje, które przerażają fatalnymi warunkami, brudem i brakiem dbałości o spójny wizerunek firmy pogrzebowej dla zwierząt. Oczywiście rozumiem, że w rzeczywistości ta bardzo ważna dla wielu opiekunów zwierząt usługa jest w Grecji nowością. Jednak sceny, w których prochy zwierząt przypadkowo zostają rozsypane (np. w samochodzie, pomijam już to, że bohaterowie jedzą wśród prochów i nie wygląda to zbyt higienicznie), albo są upychane i przesypywane po wielekroć jak śmieci, mnie przerażają, i skłaniają do niewesołych refleksji, których Wam oszczędzę. Generalnie wszystko to sprawia wrażenie chaosu, którego przejawem oprócz powyższych przykładów jest też brak ujednolicenia jeśli chodzi o urny. Sposób pakowania zwłok w torebki foliowe, a prochów w słoiki też nie wygląda zachęcająco.
Nie wiem, na ile na mój (przyznaję, emocjonalny) odbiór filmu ma wpływ moje własne trudne doświadczenie sprzed zaledwie trzech miesięcy, kiedy trafiłam do zwierzęcego krematorium, które to w porównaniu z tym filmowym ma się jak Hotel Hilton do najgorszego hostelu. Mimo bardzo smutnych okoliczności, empatia, życzliwość i szacunek dla zwłok zwierzęcia pomogła mi przetrwać najtrudniejsze chwile.
Po tej dygresji wracam do filmu: widzimy w nim dwa koty (w tym jednego martwego), psy żywe i martwe (bezpańskie, dobermana), ptaki (w klatkach, ale także kury i kurczęta), rybki w akwariach, martwe króliki, owce (bezsprzecznie żywe).
Penelope ciągle wymusza na partnerze, by ten zatrzymywał samochód przy zwłokach tzw. killroads, czyli rozjechanych na drodze zwierząt. Pragnie je pochować. Patrząc jednak na postępowanie pary nie wierzę im. Nie widzę empatii, która jest czymś bezsprzecznie koniecznym do wykonywania tak trudnej i mimo wszystko obciążającej psychicznie pracy.
Bohaterowie mnie nie przekonali, film też nie. Gesty bohaterki, która martwym królikom wkłada do skrzyni kawałki jabłek wydaje mi się pretensjonalny i stoi w sprzeczności z dość niefrasobliwym wcześniejszym podejściem do prochów zwierząt, które dla kogoś były ważne. Podobnie końcowa scena, która może zaskakiwać, jest tak odrealniona i niewiarygodna, że też nie znalazła w moich oczach uznania.
Zawsze warto się przekonać, czy film nam się spodoba, nie polegając tylko i wyłącznie na gustach innych (a w tym przypadku zdania są mocno podzielone). Mnie „Kala azar” zawiódł, nie miałam poczucia, że zwierzęta są tu najważniejsze.