top of page

🎬 Koci detektyw (1965)

Zaktualizowano: 11 cze 2021


Kilkukrotnie już pisałam o obecności kotów syjamskich w amerykańskich filmach przełomu lat 50. i 60. Nie inaczej będzie tym razem, ponieważ „Koci detektyw” (w oryginale „That Darn Cat!, czyli… „Ten cholerny kot!”) w reżyserii Roberta Stevensona może się poszczycić dorodnym, atletycznie zbudowanym kocurem tej rasy.


Thriller komediowy powstał na podstawie powieści Gordona i Mildred Gordonów, zatytułowanej „Undercover Cat” (1963). Remake filmu powstał w 1997 r., nie odniósł już jednak takiego sukcesu u widzów jak oryginał, a przez krytykę został wręcz zmiażdżony.


Wracając do filmu z 1965 r. – kot nazywany jest tam w skrócie „D.C.” (skrót od „Darn Cat”), a w filmie partnerują mu słynne disneyowskie gwiazdy – Haley Mills znana z filmu „Rodzice miejcie się na baczności” (1961) – zwanego też jako „Nie wierzcie bliźniaczkom”, gdzie na potrzeby filmu została podwojona) oraz Dean Jones, dla którego było to pierwsze spotkanie z Disneyem (później zagrał jeszcze m.in. w „Kaczce za milion” z 1971 r., znanej u nas też jako „Bezcenna kaczka”; możemy go też pamiętać z roli okrutnego naukowca-lekarza weterynarii z filmu „Beethoven” (1992), o którym piszę dzisiaj na blogu „ogólnozwierzęcym”).


Sceny rozgrywające się poza domem sióstr Patti (Mills) i Ingrid (Dorothy Provine) zostały nakręcone na zapleczu The Walt Disney Studios w Burbank w Kalifornii. Co ciekawe, jeden z samochodów pojawiających się w filmie należał prywatnie do Walta Disneya.


Swingujący utwór tytułowy został napisany przez Sherman Brothers (specjalizujących się w tworzeniu muzyki filmowej) i świetnie zaśpiewany przez Bobby'ego Darina.


Tytułowy kot według słów swojej opiekunki Patti jest „diabelnie sprytny” i rozumie wszystko, co się do niego mówi. Nie można mu też odmówić kreatywności i pomysłowości w dotarciu do jedzenia, które sobie upatrzy. W tym celu wyprowadza w pole mieszkającego w sąsiedztwie buldoga angielskiego, a także „wprasza się” do kryjówki porywaczy, gdzie zostaje poczęstowany łososiem, za którym wodził rozmarzonym (nieco zezowatym, jak to się kiedyś zdarzało u kotów tej rasy) spojrzeniem już od wystawy sklepowej, na której ryba była wyłożona. Interesuje się również gołębnikiem sąsiada, jednak nie czyni tam żadnych szkód.


Syjamy uchodzą za jedną z najgłośniejszych ras kotów i rzeczywiście D.C. „nie owija w bawełnę” gdy coś mu się nie podoba. A ma prawo mu się nie podobać sporo: wyciąganie na siłę spod łóżka, przytrzymywanie na rękach na siłę i w zasadzie prowokowanie w ten sposób ataku, a w końcu…użycie go jako broni, gdy zostaje podrzucony w kierunku przestępcy i ląduje mu na twarzy… Z powyższych powodów miłośnicy kotów nie będą zachwyceni. Niestety, dobrostanem zwierząt na planie filmowym mało kto się wtedy przejmował.


Kryminalna historia rzadko kiedy może się jednak poszczycić kocim detektywem, a w tej roli syjam sprawuje się doskonale. Porwana z banku kasjerka zawiesza na jego szyi zamiast obroży swój zegarek z wydrapanym na kopercie napisem „help”, co pozwala Patti „podjąć trop” i zawiadomić o wszystkim FBI (w roli agenta występuje Dean Jones). Śledzony przez agentów kot (a nie jest to oczywiście łatwe zadanie, gdyż nocny włóczęga porusza się szybko i sobie tylko znanymi ścieżkami) doprowadza w końcu do szczęśliwego finału.


W rolę tytułowego, wychodzącego i niewykastrowanego potężnego kocura (pamiętajmy, że to lata 60., nie dbano więc wtedy o powyższe w takim stopniu jak obecnie) wcieliło się kilka kotów, na czele z kolejnym sławnym aktorem, który pojawia się na moim blogu, czyli Synem. Syn zagrał wcześniej w filmie Disneya pt. „Niezwykła podróż” (ang. The Incredible Journey) z 1963 r. jako Tao, kot, który wraca do domu wraz z dwójką swoich psich kompanów. Później powstały remake’i tego filmu, nic już jednak nie dorównało urodzie i wzruszeniom, jakich dostarczył widzom oryginał.


Jak wyjaśnił trener Bill Koehler w wywiadzie prasowym, Syn Cat urodził się w Ontario (ale w Kalifornii) i niestety w wieku dwóch lat został porzucony przez właścicieli. Koehler odkupił go za pięć dolarów i wyszkolił do gry w filmach. Kot był bardzo inteligentny (jak to syjam), a jego bystry słuch okazał się atutem, ponieważ reagował na dźwięk dzwonka z odległości do 153 metrów (około 500 stóp), zwłaszcza gdy oferowano mu przekąskę.


Można powiedzieć, że zamiast grać również w programach telewizyjnych i reklamach (jak Morris the Cat), Syn skupił się na karierze filmowej.

Kiedy nie grał, jego hobby podobno obejmowało jazdę konną (chował przy tym pazurki), prostopadłe chodzenie po pniach drzew, buszowanie w lodówce i na tylnym ganku, skakanie po ogrodzeniach, inspekcję śmieci, zabawę w chowanego i zwiedzanie okolicy. Tak naprawdę zagrał więc siebie, kocura-włóczęgę, niepozbawionego jednak dystynkcji i elegancji, charakterystycznych dla swojej rasy. No i te przepiękne, błękitne oczy! W filmie kocur ma zresztą w sąsiedztwie narzeczoną, i oczywiście kompletnie nie przejmuje się tym, że ich związek spowoduje „koci mezalians”.


Należy też pamiętać, że koty grające w filmie należą do starego typu rasy – obecne koty syjamskie mają znacznie wydłużony pyszczek, a najbliższy wyglądowi Syna jest chyba obecnie przedstawiciel rasy tonkijskiej.


Zdecydowanie największym atutem filmu jest tytułowy bohater i dla jego roli z pewnością warto ten film zobaczyć.




bottom of page