Lady M. (ang. Lady Macbeth) to nagradzany film Williama Oldroyda, nakręcony na podstawie opowiadania Nikołaja Leskowa z 1864 r. zatytułowanego „Powiatowa Lady Makbet”. Wrzosowiska i imię bohaterki Katherine mogą przywodzić na myśl „Wichrowe wzgórza” Emily Brontë, jednak na tym zbieżności się kończą. Bohaterka zmuszona wbrew swej woli do ślubu, mieszkająca z teściem, z którym nie darzą się sympatią wdaje się w romans ze stajennym. Nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć swój cel – połączyć się z ukochanym. Zamierzenie to realizuje dosłownie po trupach… Czy poniesie za to karę? Tego nie zdradzę. Jest to z pewnością propozycja dla wielbicieli mrocznych klimatów. Surowe wnętrza, piękna przyroda i namiętności targające bohaterami z pewnością zapewnią dużo emocji.
Tyle o fabule. Mnie jednak oczywiście najbardziej interesuje zwierzęcy bohater. W filmie pojawiają się też kury i konie, co zasadniczo nie dziwi, bo gdzież ich nie ma ;-) Skupię się więc na kocie, bo to on tutaj najbardziej przyciąga uwagę. A jest to wyjątkowy, kremowy kot rasy cornish rex (inaczej: reks kornwalijski), do której mam wyjątkową słabość, ponieważ moją najlepszą przyjaciółką jest kotka tej rasy. Jest to angielska rasa kotów krótkowłosych o aksamitnym w dotyku, pofalowanym futerku. Wyróżniają je też duże uszy i bogata mimika pyszczka. Bardzo silnie przywiązują się do opiekunów (do wszystkich domowników, ale często mają „ulubionego” człowieka), są bardzo pogodne i aktywne, dość głośne i gadatliwe. Chętnie prowadzą długie rozmowy z człowiekiem. Nie odstępują go przy tym nawet na krok. Nie jest to więc kot dla każdego, ponieważ wymaga dużo uwagi ze strony człowieka, do którego często jest wręcz „przyklejony”. Dlatego też bardzo ucieszyła mnie wieść o tym, że kot tej rasy w końcu pojawia się w filmie. Jej przedstawiciele wystąpili też w netfliksowym serialu zatytułowanym Umbrella Academy (w drugim sezonie), natomiast na początku Frances Ha pada błędne stwierdzenie, że dwa koty pokazane na zdjęciach to cornish reksy. Niestety, wciąż w kinie mamy za mało „korniszowych” bohaterów. Mam nadzieję, że kiedyś ich potencjał i wysoka inteligencja zostaną docenione.
Nie wiemy, jak ma na imię kot w Lady M. Pojawia się on w kilku scenach, początkowo znajduje się w kadrze sam. Widzimy go jak skacze, je z talerzyka siedząc na stole, siedzi na schodach. W scenach z udziałem ludzi przechadza się pod stojącym zegarem, zeskakuje z komody na podłogę, ucieka od stojącej trumny. Generalnie funkcjonuje niestety jako ładny bibelot, nikt nie próbuje nawiązywać z nim kontaktu. Wyjątkiem jest scena, w której bohaterka siedzi naprzeciwko niego przy stole. Wcześniej spożywała kolejne śniadania z ludzkimi postaciami: mężem, teściem, służącą, kochankiem. Kot więc zasiada przy stole tak jak kolejny domownik, zaś bohaterka patrzy na niego podejrzliwym wzrokiem.
To, co jednak nie zgadza się z prawdą historyczną to to, że rasa została odkryta dopiero w połowie XX wieku (a więc w tym roku przypada 70- lecie jej powstania) a nie w XIX wieku. W 1950 r. na kornwalijskiej farmie pośród miotu dachowców urodził się rudy kocurek z nietypową, kręconą sierścią, nazwany Kallibunker, który dał początek rasie.
Polecam film, który wprawdzie z szekspirowską Lady Makbet nie ma wiele wspólnego poza żądzą mordu bohaterki, ale warto go zobaczyć z uwagi na kociego bohatera.