„Lis i pies” (ang. The Fox and the Hound) jest luźną adaptacją nagrodzonej powieści Daniela P. Mannixa z 1967 r. pod tym samym tytułem. Jest to 24. animowany film Disneya. Został wyreżyserowany przez trio w składzie: Ted Berman, Richard Rich i Art Stevens. W oryginalnej ścieżce dźwiękowej można było usłyszeć między innymi Mickeya Rooneya i Kurta Russella.
Praca nad nim trwała cztery lata, głównie z uwagi na niezgodność stanowisk starych i młodych animatorów, chociaż ci pierwsi odchodzili na emeryturę i ostatecznie ustąpili pola kolegom. Kontrowersje budziła np. scena przypominająca tę w „Zakochanym kundlu”, kiedy to nie zaryzykowano i nie uśmiercono Wiarusa. Tutaj analogiczna sytuacja miała miejsce w przypadku psa Maksa, chociaż ginie on w powieści. Sprzeciwił się temu Stevens, który powiedział, że w wytwórni nigdy nie zabito jednego z głównych bohaterów i nie nastąpi to również i w tym przypadku.
Ogółem do filmu powstało około 360 000 rysunków, 110 000 pomalowanych przezroczy i 1100 malowanych teł. Nad filmem pracowało łącznie 180 osób, w tym 24 animatorów.
Jednak początkowo otrzymał on mieszane recenzje od krytyków, którzy chwalili animację i dubbing, ale uważali, że film nie był wystarczająco przełomowy, chociaż uznano, że animacja jest lepsza od przeciętnej. Intuicyjnie jednak czujemy, że nie dorównuje ona najlepszym filmom Disneya, chociaż w swojej książce poświęconej filmom tej wytwórni, czyli w „The Disney Films” Leonard Maltin stwierdził, że czasami zbliża się ona do starej magii Disneya. Z pewnością jest to prawda jeśli chodzi o osnute mgłą sceny rozgrywające się w lesie, a tła są naprawdę bardzo dobre (zresztą sądząc po nazwisku, pracowała nad nimi między innymi nasza rodaczka). Maltin wspomina też, że scena walki pomiędzy niedźwiedziem, a psem i lisem została doceniona w branży.
Richard Corliss z „Time’a” pochwalił film za inteligentną opowieść o uprzedzeniach. Jego zdaniem film pokazuje, że tendencyjne postawy mogą zatruć nawet najgłębsze relacje, a słodko-gorzkie zakończenie filmu dostarcza widzom potężnego i ważkiego przesłania moralnego.
Roger Ebert, wyrocznia krytyki filmowej Stanów Zjednoczonych, ogólnie pochwalił film, zwracając uwagę na to, że mimo tego, że tworzyli go młodzi animatorzy, to stylem nawiązuje do animacji Disneya z lat 70. W swojej recenzji napisał: „>>Lis i pies<< to jeden z tych stosunkowo rzadkich filmów animowanych Disneya, który zawiera przydatną lekcję dla młodszej widowni. To nie tylko urocze zwierzaki, przerażające przygody i szczęśliwe zakończenie; jest to również raczej przemyślana medytacja nad tym, jak społeczeństwo określa nasze zachowanie. (…) Po tym, jak zostają prawie zabici przez niedźwiedzia, następuje swego rodzaju pojednanie. Zdają sobie sprawę (i być może dzieci na widowni też zdadzą sobie sprawę), jak szybko nasze lepsze impulsy mogą zostać zagłuszone przez szum społeczeństwa. Przesłanie nie jest uciążliwe i nie musi być, ponieważ lekcje w filmie są tak mocno zilustrowane życiem zwierząt”.
W końcu w miarę dorastania psa i lisa, coraz wyraźniej na plan pierwszy wyłaniają się instynkty, a na psie dodatkowo spoczywa presja i oczekiwania pana, aby został najlepszym psem myśliwskim i zdetronizował w ten sposób starzejącego się Maksa.
Główni bohaterowie filmu pojawili się raz jeszcze w sequelu zatytułowanym „Lis i pies 2” z 2006 r., film jednak w niczym nie dorównał już swemu pierwowzorowi (został nazwany „bladą imitacją swojego poprzednika”). Ponadto, główne postacie stały się bohaterami komiksów.
Nie jest to pierwszy film, w którym Disney umieszcza lisiego bohatera (tutaj ma on na imię Tod). Wcześniej przedstawiciel tego gatunku pojawił się już w „Pinokiu” z 1940 r. (o którym więcej pisałam dzisiaj na drugim, kocim blogu), a także w lisiej wersji przygód „Robin Hooda” z roku 1973.
Miedziak, czyli pies myśliwski, to młody bloodhound (prawdopodobnie skrzyżowany z coonhoundem), których jest pełno u Disneya, powiedziałabym nawet, że za dużo, bo staje się to już zbyt monotonne. W końcu wcześniej pies tej rasy pojawił się w „Zakochanym kundlu” z 1955 r. i w „101 dalmatyńczyków” z 1961 r. Animatorzy zdają się więc iść na łatwiznę i powielać szablon, zamiast wziąć na tapet inne rasy psów, których mamy przecież multum. Maks z kolei jest wilczarzem irlandzkim.
W filmie występują ponadto dwie lisice (matka Toda, która ginie tak jak rodzicielka Bambi) oraz samiczka Vixey, która podbije jego serce (nie brakuje tu klasycznego, disneyowskiego romansu zwierzęcego: przechadzki przy księżycu jak w „Zakochanym kundlu” i „Królu lwie” czy sceny na dachu w „Aryskotratach”).
Poza tym mamy tutaj silną reprezentację ptaków pod wodzą matrony-sowy, a także szaloną parę: wróbla i dzięcioła (który jest moim zdaniem najgorzej narysowaną postacią, i przypomina raczej ptaka brodzącego niż gatunek, który ma przedstawiać). Wspomniany duet zawzięcie, ale i bardzo nieudolnie poluje na gąsienicę relaksującą się w swojej dziupli (w końcu ku zaskoczeniu ptaków uda jej się przekształcić w pięknego motyla).
Ponadto, u sąsiadki wrednego myśliwego (który nie przebierając w słowach ją zresztą obraża) znajduje się kwoka z kurczętami, a także krowa Adela. Scena, w której Tod pije mleko bezpośrednio ze strumienia skierowanego na niego, przypomina analogiczną scenę z „Charliego, samotnego kuguara” Disneya, o którym pisałam w zeszłym roku.
W lesie widzimy motyla, kaczkę z kaczętami, pardy podrywające się do lotu na dźwięk wystrzału ze strzelby, samicę tego samego gatunku z młodymi, wiewiórkę, rodzinę szopów praczy, gderliwego borsuka, a także moją ulubioną postać w tym filmie – rozczochranego ursona-hipisa, który mówi do Toda: „Tak na pana patrzę, proszę pana i myślę, że mogę pana przenocować”.
Oprócz tego w filmie słyszymy dźwięki wydawane przez ptaki, świerszcze oraz szczekanie psów myśliwskich. Film nie ucieka od trudnych tematów i dwukrotnie zostają pokazane skóry martwych zwierząt (w szopie myśliwego i na jego wozie).
Pojawia się także kolosalny niedźwiedź, który jest ewidentnie demonizowany (czerwone oczy, monstrum żądne zabicia wszystkich, którzy staną mu na drodze). Symbolizuje on grozę Natury ale i jej zemstę na tym, kto na nią zasłużył, czyli na wyjątkowo antypatycznym myśliwym (którego psy mieszkają w beczkach przywiązane sznurkami i które prawdopodobnie bije, sądząc po czołganiu się przed nim Miedziaka).
Scena, która mnie najbardziej chwyta za serce, związana jest z wypuszczeniem Toda przez starszą panią do rezerwatu, by w ten sposób ocalić mu życie przed żądnym jego krwi myśliwym. Wioząc niczego niepodejrzewającego lisa w aucie, kobieta rozmyśla:
„Dopiero byłeś taki malutki,
pamiętam twoje oczy i nos.
Przy tobie wszystkie znikały smutki,
nie czułam się sama, bo był przy mnie ktoś.
Ach, te twoje psoty!
Śmiałam się do łez.
Jesienne słoty, gdy za oknem deszcz.
Nam było ciepło nawet w ostry mróz.
Teraz cię żegnam
na zawsze już.
Żegnaj i bądź szczęśliwy,
już wiatr zatrzasnął drzwi.
Choć wielki świat cię wzywa,
to żal tych pięknych dni.
Ze słowami tymi może się chyba utożsamić każdy, kto choć raz stracił zwierzęcego przyjaciela. Symbolicznym znakiem zerwania lisa ze światem cywilizacji jest zdjęcie mu obroży. Widok smutnego i porzuconego zwierzęcia patrzącego na drogę na odjeżdżające auto może złamać serce.
Film porusza też temat przynależności do własnego gatunku – Tod nigdy nie widział lisa (nie pamięta mamy), dlatego odkrycie, że istnieją inne zwierzęta wyglądające jak on wprawia go w zdumienie.
W „Lisie i psie” pojawia się także ujęcie z punktu widzenia Toda na ścigającego go Miedziaka (lis jest w norze a pies zagląda do środka).
W kluczowej scenie walki dawnych przyjaciół z dzieciństwa, która jest pełna dynamiki i dramatyzmu (podobnie jak otwierająca film sekwencja pogoni za lisicą oraz walka z niedźwiedziem) dużą moc ma siła ich spojrzenia – pies, wcześniej powodowany raczej lojalnością wobec pana, będący mniej lojalną stroną w tym nietypowym układzie, teraz broni lisa przed myśliwym. Obydwa psowate nic do siebie nie mówią i każdy z nich idzie w swoją stronę. Być może utracili zdolność porozumiewania się, a może po prostu nie mają już sobie nic do powiedzenia?
Jak na film Disneya, „Lis i pies” zawiera sporo scen przemocy (również agresji słownej, objawiającej się w potyczkach na linii kobiety-mężczyźni, czyli w parach: starsza farmerka-myśliwy i Vixey oraz Tod).
Nie jest to z pewnością najweselszy film tej wytwórni, ale nie można mu odmówić wywoływania silnych emocji, wzruszeń, a także artystycznego, solidnego rzemiosła.