top of page

🎬 Robinson Crusoe (2016)

Najnowsza, tym razem animowana wersja przygód Robinsona Crusoe na bezludnej (lecz bynajmniej nie opustoszałej) wyspie to film problematyczny. Może się podobać jeśli chodzi o wyraziste, i często zabawne postaci zwierząt. Poza kotami (o których więcej za chwilę) mamy tu psa rasy airedale terrier, arę, kozę, tapira, kameleona, kolczatkę, łuskowca i zimorodka. Obecność kozy na wyspie może zaskakiwać, jednak nie jest odrealniona: rzeczywiście zdarzało się, że przywiezione na statkach zwierzęta dziczały i spacerowały po wyspach niczym ich nieudomowieni przodkowie.


Kotów mamy tutaj dużo – początkowo są to rasowy kot pokładowy oraz dwaj pasażerowie na gapę – para kocich „obdartusów”: wyleniałych, przeraźliwie chudych i oczywiście przebiegłych o imionach May i Mal. Obsadzenie w roli postaci negatywnych kotów na przestrzeni dziejów kinematografii nie jest niczym nowym (ku ubolewaniu ich wielbicieli), nie inaczej zostały więc tutaj potraktowane. Wspomniana para futrzaków zasiedla wyspy swoim licznym potomstwem, które będzie doprowadzało Robinsona do szału.


Film miał kiepskie recenzje – zarzucano mu między innymi chaotyczność, a także dużą jak na film skierowany do dzieci dozę przemocy („wywijanie kotami” irytuje chyba najbardziej). Poza tym nieoczekiwanie ginie pies, i to śmiercią drastyczną, bo w płomieniach.


Książkowy Robinson Crusoe również miał do kotów stosunek ambiwalentny: „Niepokoiła mnie przez cały czas pobytu na okręcie myśl, że może jakieś zwierzę opanowało i zniszczyło moje zapasy, ale znalazłem wszystko nietknięte. Na jednej skrzyni siedziało istotnie jakieś stworzenie, podobne do dzikiego kota. Uciekło ono przede mną, ale niebawem przystanęło i spojrzało wymownie, jakby chciało zawrzeć znajomość. Zagroziłem mu strzelbą, ale to nie podziałało wcale. Rzuciłem mu kawałek suchara, mimo że nie należało być rozrzutnym. Kot ten podszedł, obwąchał chleb, potem zjadł go ze smakiem i spojrzał znowu, jakby chciał więcej. Wzruszyłem z żalem ramionami, a kot odszedł zadowolony wielce z przyjęcia. (…) Nie należy pominąć szczegółu, żeśmy mieli na pokładzie psa i dwa koty. O tych zwierzętach opowiem w dalszym ciągu niejedno. Koty przewiozłem tratwą, zaś pies skoczył z pokładu i przypłynął za mną podczas drugiej wyprawy mojej. Był mi przez całe lata wiernym towarzyszem, a nawet ukochanym przyjacielem. (…) W tym czasie zaskoczyło mnie pomnożenie mego dobytku. Zauważyłem z żalem, że znikł jeden z mych kotów i pewny byłem, iż nie żyje. Jednakże pod koniec września wrócił z trzema kociętami. Ponieważ oba zwierzęta były samicami, przeto ojcem kociąt musiał być jakiś dziki kocur. Zwierzątka były bardzo ładne i całkiem podobne do matki. Z biegiem czasu rozmnożyły się jednak tak bardzo, że były mi wprost plagą i musiałem je strzelać, by z niemałym trudem chronić swe zapasy. (…) Jadałem zawsze w towarzystwie mych domowników, niby król otoczony wasalami. Pol, mój ulubieniec, miał sam jeden prawo mówić do mnie, staruszek pies siadywał po prawicy mojej, koty zaś zwinięte na stole czekały bacznie na kąski, jakie im rzucałem. Koty przywiezione z okrętu, dawno pozdychały i pogrzebałem je w pobliżu mego osiedla. Zostawiły jednakże tyle potomstwa po lasach, i to tak złodziejskiego, że musiałem częstem strzelaniem bronić się od tej plagi. (…) Mówiłem już o kotach moich. Trzymałem tylko dwa oswojone w domu, nie dopuszczając do siebie gromady dzikich. Koty te sprawiały mi również dużo uciechy. (…)”


[Daniel Defoe, Robinson Crusoe. Jego życia losy, doświadczenia i przypadki, tłum. Franciszek Mirandola, Instytut Wydawniczy ”Zdrój”, Warszawa 1924].


Z pewnością powstały lepsze adaptacje przygód rozbitka (chociażby ta Luisa Buñuela, o której kiedyś wspominałam, w której też zobaczymy koty), jednak warto odnotować istnienie również animowanej wersji.



bottom of page